Witam,
można powiedzieć, że w naszym przypadku piątek trzynastego to nic w porównaniu z poniedziałkiem szesnastego :-)
Od rana zapowiadało się źle, ja wychodząc do pracy zabrałam kluczyki od samochodu, mąż który miał być na budowie musiał jechać przez całe miasto tramwajem aby odebrać kluczyki ode mnie z pracy :-)
Ale najlepsze okazało się dopiero przed nami. Mąż był umówiony na odbiór stali i oczywiście zapłatę. Kierowca zadzwonił, powiedział ile wynosi faktura i umówił się na 16-tą na odbiór. Mąż grzecznie czekał na działce, pan zrzucił towar ok 2,5 tony i już się mają rozliczyć, gdy okazuje się, że kwota którą zrozumiał mój mąż przez telefon, a kwota faktyczna różni się mniej więcej o połowę i po prostu mąż jej przy sobie nie ma :-) jest godzina siedemnasta, limit na karcie wyczerpany, bank zamknięty. Na szczęście Mąż szybko się zorganizował, no i się udało :-)
Ale najfajniejsze jest w tym wszystkim, to że o braku kasy dowiedziałam się od kierowcy, który czekając na mojego męża na działce (który to pojechał wypłacić pieniądze) zadzwonił do mnie i pyta: - Jedzie już pani, bo ja czekam? więc dopytuję kto i na co czeka, pan mnie informuje: stal przywiozłem i czekam na zapłatę? Więc ja spokojnie, ale przecież mąż tam jest, a pan, że nie ma, więc ja już wyobrażam sobie wypadek, napad lub inne gorsze wydarzenie, a on do mnie, że był ale brakło mu pieniędzy i już go nie ma. Dopiero po telefonie do męża dowiedziałam się co się stało.
Pierwsza anegdota z budowy rozchodzi się już wśród znajomych :-)
Pozdrawiam.